Skip to main content

Niezwykli nauczyciele


Wrzesień, oprócz skojarzeń historycznych, nasuwa myśl o powrocie do szkoły. Joseph Pearce, autor znakomitych książek o literaturze i pisarzach – takich jak Belloc, Chesterton, Sołżenicyn, Wilde – napisał tekst o niezwykłych nauczycielach. Można by o nich powiedzieć „nauczyciele specjalnej troski”, bo wymagają od nas opieki i szczególnej uwagi. Pearce jednak zauważa, że w zamian oni udzielają nam lekcji, bez której nie pojęlibyśmy w pełni, co to znaczy być człowiekiem, co to znaczy naprawdę kochać. To trudna lekcja, bo wiąże się z cierpieniem.

Ów tekst za zgodą autora ukazał się w tę niedzielę naportalu PCh24.pl w moim tłumaczeniu. Poniżej przytaczam go w całości.

Czego nauczyłem się od swojego niepełnosprawnego syna. Wzruszające świadectwo ojca

W czasie swoich odwiedzin w University of Mary w Dakocie Północnej udzieliłem kilka odczytów i miałem sposobność uczestnictwa w wykładzie na temat problemu cierpienia, jaki wygłosiła filozof Eleanore Stump. Cały wykład był zajmujący i skłaniający do refleksji, ale uderzyły mnie w szczególności słowa Clary Claiborne Park, przytoczone przez profesor Stump.

Mówiła ona: Nasze życie się zmienia i zmienia nas, przekraczając nasze oczekiwania. Nie zapomnę bólu – boli to w sposób szczególny, kiedy patrzę na przyjaciół Jessy, z których niektórzy są dokładnie w jej wieku, i pozwalam sobie przez chwilę na myśli o tym wszystkim, czym ona być nie może. Jednak nie możemy przesiać doświadczenia i zatrzymać tylko tę część, która nas nie rani. (...) A zatem: to doświadczenie, którego nie wybraliśmy, w przypadku którego zrobilibyśmy wszystko, by go uniknąć, sprawiło, że staliśmy się inni, że staliśmy się lepsi. Dzięki niemu otrzymaliśmy lekcję, której nikt chętnie nie studiuje – twardą, powolną lekcję Sofoklesa i Szekspira – że dojrzewa się poprzez cierpienie.

Dr Park mówi dalej, że cierpienie i nauka wyniesiona z cierpienia były „darem Jessy”. Był to dar mądrości poprzez gorzkie doświadczenie, którym jej autystyczna córka obdarowała jej rodzinę. Słowa te przypomniały mi inne wyrazy mądrości, jakie przekazał mi kiedyś jeden z moich przyjaciół. Większość z nas jest tutaj po to, aby się uczyć – powiedział mi – ale niektórzy z nas są tutaj po to, by uczyć innych. Jego słowa trafiły w dziesiątkę. Były tak prawdziwe! Uświadomiłem sobie, gdy słowa te do mnie dotarły, że nasz syn, który ma zespół Downa i autyzm, jest tutaj jako nauczyciel. My, jego rodzice, jesteśmy tutaj po to, aby się o niego troszczyć – z pewnością, ale on jest tutaj po to, aby troszczyć się o nas. On potrzebował nas, byśmy zatroszczyli się o jego potrzeby materialne; my potrzebowaliśmy go, by zatroszczył się o nasze potrzeby metafizyczne.

Leo, nasz syn, uczy nas cierpliwości. Uczy nas bezinteresowności. Uczy nas wstrzemięźliwości. Uczymy się powściągać swoje pragnienia po to, by spełnić jego potrzeby. Wiedząc, że potrzebuje nas, pomaga nam zrozumieć, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. Jego łagodność zawstydza nas w naszej pysze.

Oto niektóre rzeczy, jakich nas uczy; ale taka lista nie oddaje sprawiedliwości jego zdolnościom nauczycielskim i darom, jakimi nas obdarza każdego dnia. Jesteśmy jego dłużnikami na sposoby zbyt liczne i różnorakie, by je wymieniać i w sposób, który w równym stopniu uniemożliwia odpłacenie, w jakim niemożliwe jest adekwatne wyrażenie tej wdzięczności.

Jednym ze sposobów wyrażenia naszej wdzięczności jest postrzeganie Leo jako daru krzyża. Sprowadzanie wcieleniowej wspaniałości naszego syna do zwykłej abstrakcji metafory nie oddaje mu sprawiedliwości, ale pokazuje w rzeczywistości, o co chodzi. Potrzebujemy krzyży, które życie nam zsyła, by nauczyć nas tego, czego musimy się nauczyć. Krzyże nas krzyżują. Wywołują u nas wściekłość krzyżując nam plany. Krzyżują realizację naszych pragnień. A sprawiają to, ponieważ potrzebujemy tego pokrzyżowania. Musimy nauczyć się bezcennej lekcji, że miłość jest nieodłączna od samopoświęcenia. Jeśli nie poświęcimy się dla bliźnich, bliźnich poświęcimy dla nas. Jeśli nie przyjmiemy krzyża, ukrzyżujemy bliźnich. Czy istnieje lepsza lub ważniejsza lekcja, jakiej moglibyśmy się nauczyć?
A co z innymi, podobnymi do Leo, którzy zostają złożeni w ofierze na ołtarzu egoizmu ich rodziców?

W filmie dokumentalnym, pokazanym kilka lat temu przez BBC – „Świat bez zespołu Downa”, w którym prezenterką była aktorka sama mająca syna z Downem, zwrócono uwagę na fakt, że 90 procent ludzi w Wielkiej Brytanii, którzy wiedzą, że ich dziecko urodzi się z zespołem Downa, dokona aborcji.

„Lekarz nam powiedział: Przykro mi, tak mi przykro. Dyżurująca pielęgniarka płakała. Wydaje mi się, że nikt nie powiedział nic pozytywnego – mówi Sally Phillips, prezenterka dokumentu. – W ogóle nie byłoby inaczej, gdyby powiedzieli mi, że moje dziecko nie przeżyje tego”. Innymi słowy i by wyrazić to wprost – byłoby lepiej, gdyby dziesięciodniowy synek pani Phillips, właśnie zdiagnozowany pozytywnie jako posiadający zespół Downa, nigdy się nie urodził. Tylko mały krok dzieli taką postawę od uduszenia dziesięciodniowego dziecka – co jest „ostatecznym rozwiązaniem” problemu, jakie już jest zalecane przez pewnych filozofów opowiadających się za „prawem do wyboru”. Podobnie jak Clara Claiborne Park, pani Phillips mówi, że fakt, iż ma swojego synka, Olly’ego: „zmienił mnie i moją rodzinę na lepsze”.

„Powiedziano mi, że to tragedia, a w rzeczywistości to komedia – mówi. – Przypomina to serial komediowy, w którym coś wydaje się iść źle, ale w końcu nic złego się nie dzieje. Jest on także niezwykle troskliwy. Jako jedyny z trójki moich dzieci każdego dnia pyta się, jak mi minął dzień. Jest naprawdę życzliwy. Naprawdę skupia się na innych ludziach. Jest naprawdę uzdolniony emocjonalnie. Zauważy, kiedy ludzie są zmartwieni, gdy ja tego nie widzę”.

Niektórzy krytycy byli zakłopotani faktem, że BBC wyprodukowała taki film dokumentalny, który jest „zadziwiająco pro-life”, a recenzent z angielskiego „Guardiana” narzekał, że pani Philips była „stronnicza”, ponieważ miała dziecko z zespołem Downa, a zatem nie mogła osądzić tej kwestii obiektywnie. Można się zastanawiać, czy ten sam recenzent powiedziałby, że ofiary apartheidu w Afryce Południowej, tacy jak Nelson Mandela, byli zbyt „stronniczy”, by osądzać moralne aspekty segregacji rasowej albo – co byłoby ściślejszą paralelą, wziąwszy pod uwagę, że mówimy o tych, którzy poświęcają się, by zachować życie bliźnich – że Oskar Schindler był zbyt „stronniczy” wobec nazistowskiego rozwiązania w postaci systematycznej eksterminacji niepożądanych ludzi, by osądzać moralne aspekty Holocaustu.

Co myśleć o tych, którzy nie tylko odmawiają nauczenia się tego, czego dar niepełnosprawnych dzieci nas uczy, ale dążą do eksterminacji nauczycieli, by nie musieć pobierać u nich tych nauk? Co mamy myśleć o kandydatce na prezydenta, która chlubiła się popieraniem mordowania takich nauczycieli? Co mamy myśleć o jej planach, by nie tylko ułatwić zabijanie takich nauczycieli, ale także zmusić resztę z nas do płacenia za ich eksterminację? Pamiętając o tym i niezależnie od tego, co myślimy o Donaldzie Trumpie, możemy być zadowoleni, że taka osoba nie jest w Białym Domu.

Joseph Pearce
Tekst pochodzi z portalu "Faith & Culture"

Źródło: faithandculture.com
Tłum. Jan J. Franczak

 

Comments

Popular posts from this blog

BookTube o najnowszej książce Wojciecha Chmielewskiego "Sylwia z Gibalaka"

Premiera! Nowa książka w moim przekładzie!

S ą już egezmplarze autorskie "Świątobliwych zdrad". Książka, której autorką jest Martha Alegria Reichmann de Valladares, ukazała się nakładem Wydawnictwa AA w moim przekładzie. Rzecz smutna, bo mówiąca o korupcji na najwyższych szczeblach hierarchii watykańskiej, o skandalu homoseksualnym i jego kryciu oraz o przyjaźni ambasadora Hondurasu i jego rodziny z wysoko postawionym w hierarchii watykańskiej duchownym, który ostatecznie zostawił wdowę po amabasdorze i jego córki na lodzie po wkręceniu ich w szwindel finansowy...

Jane Austen: Gigant literacki nie tylko wśród kobiet

Na portalu „Christianitas” opublikowano kolejny szkic Josepha Pearce’a w moim przekładzie. Tym razem autor w swoim krótkim, acz treściwym tekście pisze o Jane Austen i jej znaczeniu w literaturze nie tylko angielskiej. Auto uważa, że spokojnie „można wymienić ją jednym tchem z Tołstojem, Dostojewskim i Dickensem. Niewielu w istocie dorasta jej do pięt pod względem czystego blasku jej dzieła i przenikliwych głębi, które sonduje”. Autor pisze też o stosunku wielkiej angielskiej pisarki do Kościoła katolickiego „w czasie, kiedy antykatolicka bigoteria i sekciarstwo stanowiły standardowe stanowisko w kulturze angielskiej”. O tym wszystkim i więcej można przeczytać w szkicu „Geniusz Jane Austen” . Photo by Paolo Chiabrando on Unsplash